Wszystkie grzechy Ultrona

Data:
Ocena recenzenta: 6/10

Stało się. Po długich miesiącach oczekiwań, chwalonych zwiastunów i fatalnych plakatów Ultron rozpoczął złowrogą kampanię. Ziemia zostanie oczywiście uratowana przez gromadkę bohaterów Marvela, ale portfele widzów staną się nieco lżejsze. Ten film od początku był skazany na sukces i pod względem finansowym osiągnął go w imponującym stylu.

Czy to znaczy, że „Czas Ultrona” osiągnął szczyt filmowej rozrywki? Nie, twórcom tej superprodukcji nie udało się uniknąć paru czasem rażących, a czasem śmiesznych błędów. Szczególnie początek wydaje się zrobiony na poły amatorsko. Chaotyczny montaż, słabe kontrasty oraz niejasność akcji prowadzą do tego, iż choć patrzy się na ekran, nic się na nim nie widzi. Być może wynika to ze słabej jakość efektów 3D (w takim formacie oglądałem film), ale ten element także powinien zostać dopracowany.

Z czasem kolorystyka się poprawia, lecz montaż pozostaje piętą achillesową „Czasu Ultrona”. W filmie z tak dużą liczbą postaci i scen akcji ten element ma kluczowe znaczenie i niestety sprawia widzowi masę kłopotu. Walki ogląda się zupełnie bez zrozumienia przyczyn i skutków. Ktoś bije kogoś, a po chwili kogoś innego w innym miejscu. Zdecydowanie przydałoby się obrazowi więcej płynności i może spokoju.

Jeśli przedrze się przez pierwszą pułapkę, jaką zastawili twórcy, dotrze się do fabuły. Trudno ją nazwać oryginalną. Oto Tony Stark tworzy robota zwanego Ultronem, który ekspresowo wpada na pomysł zagłady ludzkości. Trudno jest o klarowniejszą sytuację dramaturgiczną – bardzo zły robot walczy z bardzo dobrym obrońcami świata. Nie trudno odgadnąć, kto zwycięży.

W dużym stopniu nowi „Avengersi” trawestują motywy już obecne w poprzednich filmach Marvela. Motywacja i plan Ultrona stanowi niejako doprowadzone do ekstremum tego, co robiła neonazistowska HYDRA w drugim „Kapitanie Ameryce”. Natomiast autodestrukcyjną obsesję Starka na temat światowego bezpieczeństwa widzowie przerabiali w „Iron Manie 3”. Można oczywiście chwalić, iż Marvel prezentuje pewną konsekwentną wizję, lecz sęk tkwi w ograniczonej liczbie pomysłów na zagrożenia, jakim muszą stawić czoła bohaterowie.

Efekt uboczny mocnego osadzenia „Czasu Ultrona” w marvelowskiej mitologii stanowi jego całkowita niesamodzielność. Bez znajomości nie tylko poprzednich „Avengersów”, ale też kilku innych obrazów trudno go zrozumieć. Chociażby tło dla portretów bohaterów znajduje się niemal w całości w poprzednich produkcjach. Dodatkowy kłopot stanowi fakt, iż dzięki bardzo aktywnemu promowaniu całego uniwersum, widz sporo też wie o filmowej przyszłości. Trochę utrudnia to skupienie się na samej bieżącej akcji.

W tym kontekście wydaje się zrozumiałe, iż w przeciwieństwie do poprzedniej części pojawia się wyraźna nierównowaga względem wykorzystania bohaterów. Największą gwiazdą pozostaje Tony Stark, natomiast zdecydowanie dowartościowane zostały postaci, które nie posiadają własnego cyklu – Czarna Wdowa, Sokole Oko i Hulk. Natomiast Kapitan Ameryka i Thor wydają się doklejeni trochę z obowiązku. Nie otrzymali sensownych wątków, a próby uczynienia z nich pełnowymiarowych bohaterów spełzają na niczym.

Może zresztą lepiej się stało, że nie każdy dostał dużo czasu na ekranie, bo „Czas Ultrona” i tak jest przeładowany postaciami i wątkami. Joss Whedon nie zawsze dba o jasność w prowadzeniu akcji. Niektóre rzeczy trzeba sobie dopowiadać. Nawet dokładna znajomość wszystkich poprzednich obrazów Marvela nie wystarcza, by naprawdę wszystko zrozumieć. Można zresztą machnąć ręką na niejasności. W końcu wszystko sprowadza się do pokonania brygady robotów sterowanych przez Ultrona. Poprzednio Avengersi walczyli z armią kosmitów i zdawało się, że nie da się przebić widowiskowości tamtego finału. Udało się. „Czas Ultrona” zdecydowanie podnosi pod tym względem poprzeczkę.

Film zresztą udał się bardziej niż poprzednia część. Mimo realizacyjnych kiks i mniej interesującego antagonisty, mimo szeregu tandetnych pomysłów i sztampowości, powstało widowisko bardziej ekscytujące, szybsze i zabawniejsze. Whedon ma co prawda wyjątkowo ciężką rękę do humoru, ale tym razem więcej żartów trafia w punkt. Zgrabnie wypadają też nawiązania do szeregu opowieści o, w ten czy inny sposób, zbuntowanych tworach ludzkich – od Frankensteina po Pinokia.

Dobrze się jednak dzieje, że Joss Whedon kończy już przygodę z Filmowym Uniwersum Marvela. Zdecydowanie jego obrazy należą do słabszych ogniw cyklu. Kolejne części „Avengersów” nakręcą już reżyserzy udanego drugiego „Kapitana Ameryki”. Z pewnością podołają zadaniu, zwłaszcza że odbędą próbę generalną w przyszłym roku. W trzeciej części przygód super-żołnierza powróci niemal cała obsada „Czasu Ultrona”. Kto więc odczuwa pewien niedosyt, nie musi długo czekać na dokładkę.

Zwiastun: